Lista

Lew został królem puszczy i oczywiście zaczął od wprowadzania nowych porządków.
Sporządziłem listę – ogłosił. – Zwierzęta, które na niej umieściłem, zostaną przeze mnie zjedzone. Jestem bowiem mięsożernym drapieżnikiem, a natura ma swoje prawa.
Na mieszkańców lasu padł blady strach.
– Żebyście jednak wiedzieli, że jestem władcą łaskawym – ciągnął dalej lew – każdemu przed pożarciem spełnię jego ostatnie życzenie.
– Żyrafa?
– Jjjjjj–jestem.
– Ostatnie życzenie?
– Chciałabym jeszcze ucałować moje dzieci.
– Proszę bardzo.
Cmok. Cmok.
Chrup, chrup. Mniam, mniam, mniam.
– Hipopotam?
– Czy mógłbym wypalić ostatniego papierosa?
– Jasne.
Puff, puff.
Kłap, kłap, kłap, mniam.
– Żaba?
– Czy możesz mnie wykreślić z tej listy?
– Nie ma sprawy. Zebra?
***
Bahnhofstrasse, Zürich. Moment zapalenia świątecznych świateł.
W ostatnim roku przed Świętami z pełnym zaangażowaniem zabraliśmy się z dziećmi za prezenty Gwiazdkowe. Na początku adwentu planowaliśmy i zbieraliśmy pomysły nad kartką papieru, a potem ruszyliśmy na zakupy. Moje dzieci mają 5 i 8 lat, więc wspólna wyprawa do sklepu nie jest wcale banalnym wyzwaniem.
Idziemy do Sihlcity.
– I tam mieszkał tak duży krab i on…
– A wiesz, że Sophie kiedyś myślała…
– Myślicie, że tacie podobałoby się…
– zjadał takimi dziwnymi szczękami i łapał…
– że jak się poliże…
– jakby mu kupić… Ej, słuchacie mnie?!
– takie malutkie rybki…
– to się robi odpornym...
– Ej, nie słuchacie mnie! Wiecie co, ja kiedyś napiszę taką książkę, w której jest mama, co próbuje słuchać jednocześnie dwojga dzieci i sama mówić i wychodzi takie coś: “Mamo, a Laura powiedziała, że złapała kraba, i kupimy mu kalendarz, co ma takie duże szczypce, a na Święta jedzie na narty”.
Śmialiśmy się. Dzieci nawet chciały, żebym jeszcze raz pokazała im, jak to jest, jak oboje mówią na raz, a ja próbuję im obojgu opowiadać. No tak, zabawne, ale też strasznie męczące.
Boże Narodzenie było coraz bliżej, a szał zakupowy trwał w najlepsze. Zostało nam jeszcze parę drobiazgów do kupienia, a jarmark świąteczny i Bahnhofstrasse pełne było ludzi o podobnych planach. Hałas, tłok, zapach grzanego wina i raclette, a do tego dwójka dzieci, które mówią bez przerwy i jednocześnie domagają się mojej uwagi.
– Słuchajcie, mam tego dosyć! – powiedziałam wreszcie. – Nie daję rady, jak mówicie jedno przez drugie! Musicie pytać mnie po kolei!
– Tak jak w przedszkolu?
– Co?
– W przedszkolu musimy podnieść rękę. Mam podnosić?
– Jak chcesz… Albo po prostu poczekać.
– W szkole też trzeba.
– Ja po prostu wam powiem, jak będę jeszcze słuchać drugiej osoby, dobrze?
***
Tyle trwała moja rozmowa z dziećmi. Raz. Od tej pory (a przecież już wiosna się zaczyna!) wystarczy “Moment, niech siostra skończy mówić”, żeby dziecko spokojnie czekało. Grzeczne “Czy mogę teraz ja?” znienacka się samo pojawiło. A czasem, kiedy rozmawiam z mężem, zauważam, że synek wysoko w górę wyciąga rękę – i mogę spokojnie dokończyć myśl, a potem spytać go, czego potrzebuje. Moje życie stało się dużo prostsze, spokojniejsze i bardziej normalne.
Nie wymagało to ode mnie żadnego wysiłku wychowawczego. Wystarczyło poprosić.
***

Nie bądź jak ja. Bądź jak żaba ze starego kawału.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku