Moralność poprzeczna

Kościół w ostatnim tygodniu deklarował, że wreszcie, w końcu, teraz na pewno, czas na zmiany. Że przyszedł czas, by zdecydowanie rozliczyć się z tuszowania pedofilii i z samymi przypadkami niemoralnego zachowania księży. Że trzeba coś zrobić.
Zastanawiałam się, jakie zmiany są potrzebne. Jestem mocno przekonana, że samo pociągnięcie do odpowiedzialności cywilnej choćby i połowy biskupów niczego nie rozwiąże.
Myślę, że to czego powinniśmy się domagać, to zmiana sposobu, w jaki Kościół mówi o seksualności. Myślę bowiem, że ta zmiana jest konieczna - dlatego że w dużej mierze była przyczyną zarówno krzywdy dzieci, jak i moralnego pomieszania biskupów tuszujących sprawy molestowania przez księży. Ale też i dlatego, że obecnie często jest przyczyną krzywdy ludzkiej.
Nie chodzi mi o zmianę nauki Kościoła. Ta zmiana może być konieczna w niektórych przypadkach, ale nie mnie o tym osądzać, ani nie mnie tego żądać. Uważam, że religie i kościoły mogą sobie ustalać dowolne wewnętrzne reguły świętości, więcej: to jest bardzo dobre, że motywują wiernych do wychodzenia ponad przeciętność, do większego poświęcenia, do przestrzegania zasad, które niekoniecznie muszą wchodzić w skład powszechnej etyki.
Dlatego wcale nie zamierzam przekonywać nikogo, by zaczął nazywać dobrem to, co Kościół uważa za grzech (choć w niektórych sprawach takie jest moje prywatne zdanie). Myślę, że problem tkwi całkiem w czym innym - i że jest to problem poważny.
Chodzi mi “tylko” o to, by inaczej rozłożyć akcenty.
***
Zupełnie inną moralną wagę ma seks narzeczonych. Niezobowiązujący seks między dwiema wolnymi, dorosłymi osobami. Seks między dwiema osobami, które związane są z kimś innym albo zobowiązane do celibatu. Seks pomiędzy osobą mającą władzę a podwładnym. Wykorzystanie seksualne dziecka.
Nazywanie wszystkich powyższych zachowań “seksem pozamałżeńskim” jest bardzo mylące. To jest kompletnie inna skala niemoralności czynów - czym innym jest nieidealne przygotowanie się do małżeństwa (jak Kościół ocenia współżycie narzeczonych), a czym innym złamanie życia dziecku.
Zupełnie czym innym moralnie są relacje dwóch mężczyzn żyjących w opartym na miłości związku. Czym innym jednorazowe przygody z osobami tej samej płci. Czym innym wykorzystanie seksualne osoby zależnej. Czym innym zgwałcenie dziecka.
Nazywanie wszystkie powyższych zachowań “homoseksualizmem” jest mylące.
Czym innym jest sztuka zawierająca nawet najbardziej wyszukane elementy erotyczne. Czym innym popularna pornografia z dobrowolnym udziałem aktorów, którzy dostają za to pieniążki. Czym innym pornografia niewiadomego pochodzenia, kiedy nie mamy pewności, czy nie występują tam ofiary handlu niewolnikami. Czym innym pornografia z udziałem dzieci.
To nie jest wszystko taka sama “pornografia”.
Czym innym jest poznawanie własnego ciała. Czym innym masturbacja w celu rozładowania napięcia. Czym innym obnażanie się w towarzystwie osoby, która sobie tego nie życzy (a z różnych względów nie może zaprotestować). Czym innym wreszcie masturbacja rączkami dziecka.
To nie są takie same zachowania.
Czym innym jest współżycie z zabezpieczeniem, ze świadomością, że można począć dziecko i z gotowością, by je wychować. Czym innym jest współżycie z wykluczeniem chęci posiadania dzieci. Czym innym, gdy mężczyzna współżyje z kobietą bez zabezpieczenia, bo go kompletnie nie obchodzi, co będzie jeśli zajdzie w ciążę - i nie ma najmniejszego zamiaru zająć się nią ani dzieckiem. A jeszcze czymś jeszcze innym, gdy ktoś chce by kobieta zaszła w ciążę wbrew swojej woli.
To nie jest wszystko po prostu “antykoncepcja”.
***
Nie mówię nic kontrowersyjnego. Nie znam ani jednej, nawet bardzo wierzącej i bardzo zaangażowanej w życie Kościoła, która by nie rozumiała różnicy między dobrowolnym romansem, a gwałtem. Która by nie zgadzała się, że powyżej przedstawione przykłady nie są różnej wagi grzechami (nawet jeśli wszystkie uznaje grzech).
Mimo to myślę, że to jest bardzo ważne, żeby przestać kolorować wszystko jedną barwą. Przestać pytać najpierw: czy to homoseksualizm, czy jest ślub, czy była prezerwatywa. Pytać: czy była miłość? Czy była zgoda? Czy było wymuszenie? Czy była krzywda?
Takie kolorowanie nie jest dobre:

Dobrowolny, oparty na miłości
Dobrowolny, skierowany na przyjemność
Wykorzystanie zależności, złamanie przyrzeczenia
Gwałt, wykorzystanie dziecka
Seks pozamałżeński




Homoseksualizm




Pornografia




Masturbacja




Antykoncepcja






Myślę, że warto nalegać, by Kościół przestał się skupiać na technicznej klasyfikacji poprzecznej. Na tym, kto jakiej jest płci, czy pokazano pupę, czy ktoś kogoś gdzieś dotknął i jakie były konsekwencje. To są drobiazgi. To są drobiazgi, które wrzucają do jednego worka zachowania, które mają ze sobą bardzo niewiele wspólnego, a na dodatek mają bardzo różny ciężar zła.
Taki podział jest lepszy:

Dobrowolny, oparty na miłości
Dobrowolny, skierowany na przyjemność
Wykorzystanie zależności, złamanie przyrzeczenia
Gwałt, wykorzystanie dziecka
Seks pozamałżeński




Homoseksualizm




Pornografia




Masturbacja




Antykoncepcja




Druga tabelka dużo lepiej pokazuje naukę Jezusa, niż pierwsza. Ba! Druga tabelka lepiej pokazuje naukę Kościoła - dlatego warto nalegać, by Kościół przestawił się na jej używanie.
Nauka Kościoła jest jednoznaczna: rodzinę można budować jedynie na związku sakramentalnym. Budowanie jej w inny sposób jest niewłaściwe - kolumna pierwsza.
Życie nie powinno być jedynie pogonią za przyjemnościami, ale powinno być skierowane na budowanie relacji z drugim człowiekiem - kolumna druga.
Nie można innych wykorzystywać, nadużywać władzy, oszukiwać, dręczyć: kolumna trzecia. To jest jednocześnie poważny grzech i nieuczciwość.
Wreszcie całkowicie niedozwolone są zachowania przemocowe, związane z wykorzystaniem zależności władzy, albo krzywdzące dzieci. To jest głęboko moralnie złe (i też jest przestępstwem).
***
W “Spotlight” jest scena, gdy reporterzy pytają księdza staruszka, dlaczego przez lata wykorzystywał ministrantów. On odpowiada im zdumionym tonem: “O co wam chodzi, przecież ja nie miałam z tego przyjemności - to co to za grzech?”
W “Tylko nie mów nikomu” ksiądz się tłumaczy: “no przecież nie było wytrysku, więc nic się nie stało”.
To są dwa przykłady, kiedy ktoś próbował zakwalifikować swój czyn według pierwszej tabelki i wychodziło mu, że w sumie nic złego się nie dzieje. Nie, że nie widział nic złego w swoim zachowaniu - tylko nie miał mechanizmu, żeby zapaliła mu się alarmowa lampka. Taka, jak się pewnie zapalała, kiedy rozważał masturbację albo znalezienie sobie kochanki - jednoznacznie i jawnym tekstem zakazane.
***

Uważam, że skupianie się na klasyfikacji, która wrzuca do jednego worka czyny o bardzo różnej skali moralnej, jest złe. Uważam, że skupianie się na technicznych aspektach czynów jest złe. Uważam, że warto, by Kościół zmienił swoją narrację.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku