Słodzinki

Zaczęło się niewinnie. Wybraliśmy się z dziećmi do sklepu z zabawkami, a że akurat były moje imieniny (o których za granicą mało kto pamięta), mąż zaproponował, że mogę sobie wybrać którąś z zabawek, które oglądaliśmy.
Melinda
A myśmy właśnie z córką podziwiały rodzinki słodkich zwierzaczków. Tak jakoś podejrzewałam, że może nie powinniśmy nic kupować. Ostatecznie od długiego czasu przychodziłyśmy do tego sklepu i zachwycałyśmy się figurkami, i do tej pory całkowicie nam to wystarczało. Mąż jednak nas przekonał, że z radością kupi mi króliczka, a córce pieska.
Lulu
I się zaczęło.
Stella
Przez ostatnie kilka tygodni dziergam ubranka dla naszych Słodzinek. Pierwsza sukienka mi się nie udała, ale potem poszło już gładko. Miałam zapas kolorowych włóczek od swojej mamy, miałam odpowiednie druty. Urlop spędziłam w domku letniskowym, siedząc na tarasie i dopasowując kolory do następnej kreacji. Urlop się skończył, a ja nadal dziergałam: w przerwach, gdy czekałam, aż program się skompiluje albo testy się skończą.

Lulu i Stella w strojach baletowych (Melinda dostała podobną sukienkę, z zieloną górą).
Potem były jeszcze moje urodziny i wioska Słodzinek powiększyła się o kilka kolejnych ślicznych zwierzaczków. Cały czas mam więc co robić i mogę dziergać do upojenia!
Rodzna wydr: Oliwia i Filomeusz (na łóżku Staś i Agatka). Meble własnego wykonania.
***
Nie jestem nowicjuszką, jeśli chodzi o druty. Jednak dziergam bardzo, bardzo wolno i wykonanie jakiegokolwiek większego dzieła zajmowało mi zdecydowanie za dużo czasu. Raz próbowałam zrobić sweterek dla córki, ale urosła nim zdążyłam skończyć przód. Z przyjemnością szykowałam kreacje dla lalek dzieci, jednak każdy drobiazg wydawał się kilkudniowy projektem.
A ubranka dla Słodzinek da się skończyć w godzinę - łącznie z wykończeniem wszystkich nitek i ewentualnym przyszyciem guzików.
Lulu w sukieneczce wzorowanej na koszulce córki.
Ubranka są na tyle małe, że można je wziąć (razem ze zwierzaczkiem!) do torebki i kończyć robótkę czekając na pociąg, w tramwaju, na placu zabaw albo w kolejce do lodziarni.
Słodznki są różnej wielkości (więc można się pobawić w dopasowywanie wymiarów), ale wszystkie mieszczą się na dłoni.
Króliczek synka.

***
Tym razem się nie oszukuję: nie robię tego dla dzieci, robię dla siebie. Jednak takie figurki świetnie nadają się do wspólnej zabawy - niektóre ze zwierzaczków są moje, niektóre córki, niektóre syna. Dla nich wszystkich robię ubranka - ale nie dlatego, że dzieci ich potrzebują, tylko dlatego, że mi sprawia to ogromną przyjemność i daje mi dużo radości.
A dzieci mają z tego tyle, że same też tworzą!
Stella i Melinda w ubraniach wykonanych przez córkę.
To teraz już wiecie, co robiłam, jak nie pisałam :)

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku