“Magia sprzątania”, Marie Kondo

Pewnie nigdy bym po tę książkę nie sięgnęła, gdyby koleżanka z pracy nie trzymała jej na biurku. Kiedy przeczytałam kolejny żart z Marie Kondo (znanej nie tylko jako autorka książek, ale też z programu telewizyjnego), zaciekawiło mnie wreszcie, co takiego owa celebrytka ma do powiedzenia. Pożyczyłam książkę.
Na początku czytałam z lekkim pobłażaniem. Podśmiewałam się pod nosem z autorki o niemal chorobliwym zainteresowaniu porządkowaniem. Z rozbawieniem czytałam różne “cudowne rady”. Dopiero chyba w momencie, kiedy zdałam sobie sprawę, że prawie wszystko jest tak naprawdę proste i zgodne ze zdrowym rozsądkiem, zaczęłam czytać z prawdziwym zainteresowaniem.
Ogromną zaletą poradnika Marie Kondo stanowi fakt, że jego autorka jest rzeczywiście ekspertką w swojej dziedzinie. Pracuje jako doradczyni, pomagająca klientom uporządkować ich domy. Widziała dziesiątki albo i setki różnych mieszkań, śledziła wysiłki porządkowe wielu osób, mogła zaobserwować, co działa, a co nie. To nie jest kolejna książka z serii “jaki sposób działa DLA MNIE” (takie książki są ciekawe, ale niekoniecznie pomocne), ale rzeczywiście zbiór porad najbardziej uniwersalnych.
Musimy jednak pamiętać, że każdy specjalista zna się tylko na tych przypadkach, w jakich mógł zdobyć doświadczenie. Marie Kondo pracowała i rozmawiała z ludźmi, którzy:
  • Byli w wystarczająco dobrej sytuacji finansowej, by chcieć wydawać pieniądze na uczynienie swojego domu wygodniejszym.
  • Mieli bałagan w domu.
  • Chcieli ten nieporządek ogarnąć.
Jeśli nie spełniasz tych kryteriów, to niekoniecznie książka będzie dla Ciebie użyteczna. Może masz inne priorytety, jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy? Może jest u ciebie porządek, uzyskany całkiem inną metodą? A może wreszcie dobrze się czujesz w swoim domu, nawet jeśli innym wydaje się, że jest zabałaganiony?
Co nam “Magia sprzątania” proponuje? Opisana tam zasada jest prosta: aby mieć porządek w domu, trzeba trzymać tylko rzeczywiście potrzebne rzeczy (“te, które wywołują w nas radość”) i każdy przedmiot powinien mieć swoje własne, ustalone miejsce. Dlatego też autorka radzi, by najpierw pozbyć się tego, co nie jest nam potrzebne, a dopiero potem układać pozostałe rzeczy.
Bardzo radzę podczytywanie tej książki, jeśli właśnie zmagacie się z porządkami. Często jest tak, że trzymamy w domu coś, czego nie potrzebujemy, czego wcale nie chcemy, ale jakoś po prostu nie przychodzi nam do głowy, że moglibyśmy się tego pozbyć. Ja na przykład miałam na półce segregator ze wszystkimi instrukcjami z ostatnich siedmiu lat (to jest od czasu przedostatniej przeprowadzki). Stał sobie segregator, ślicznie podpisany, pracowicie wkładałam do niego kolejne papierki - ale nigdy, ani razu przez te siedem lat! - nie wyjęłam żadnej. Teraz, zmotywowana książką, która radzi wszystkie takie papiery wyrzucić, zdjęłam go z półki. Nie ufałam do końca takim radom. Uważnie przejrzałam, co tam mam. Połowa instrukcji dotyczyła rzeczy (typu wózek dziecięcy), które już dawno temu zniknęły z naszego domu. Druga połowa to “jak budować meble z IKEI” - tak samo niepotrzebne, bo nie dość, że regał BILLY, to ja już składam z zamkniętymi oczami, to na dodatek można je bez problemu ściągnąć z internetu. Znalazłam trzy (na sto?) książeczki, które wyglądały na w miarę użyteczne. Jedna z nich składała się z dziesięciu kopii w dziesięciu różnych językach. Nie zawierała nic, czego bym już wcześniej nie wiedziała o opisywanym urządzeniu. Dwie cieniutkie broszurki zostawiłam, reszta wylądowała w koszu na makulaturę.
Takich przykładów jest wiele. Ciężko mi wyrzucać rzeczy. Wymaga to ode mnie wysiłku. Potrzebuję by mi ktoś wytłumaczył, że niektórych rzeczy nie warto gromadzić. Do tego książka Marie Kondo jest świetna.
***
Część mówiąca o pozbywaniu się rzeczy jest emocjonalnie trudna. Jakoś odruchowo kulimy się, bojąc się, że ktoś nam odbierze tego ukochanego misia z urwanym uszkiem. Tymczasem - i o tym trzeba sobie przypominać! - jest to książka o wyrzucaniu tej głupiej książki “Jak wiązać krawat”, którą dostaliśmy od żony piętnaście lat temu, nigdy nie otworzyliśmy i jesteśmy pewni, że nigdy nie otworzymy. To jest książka o tym, że możemy, że wolno nam się z takim niepotrzebnym balastem rozstać.
Druga część, o porządkowaniu, jest dużo mniej kontrowersyjna. Połowę porad stosowałam od lat (z radością), druga połowa wydawała się na tyle rozsądna, że aż mnie dziwiło, że wcześniej na nie nie wpadłam.
Każda rzecz powinna mieć swoje miejsce.
Podobne rzeczy trzymamy razem i w jednym miejscu. Np. w szafce z butami trzymamy pudełko ze szczotkami, pastami, sznurówkami i wkładkami. I wszystkie takie drobiazgi są tylko tam, nigdzie indziej.
Rzeczy układamy koło siebie, a nie jedna na drugiej. Tak, żeby od razu było widać co i w jakich ilościach się ma. I tak, żeby wyjęcie jednego przedmiotu nie rozwalało pozostałych.
I to chyba tyle. Oczywiście w książce temat jest bardziej rozwinięty, bo autorka dokładnie opisuje, jak te zasady w praktyce zastosować do różnych drobiazgów.
***
Tak naprawdę to ten przełomowy moment w lekturze, kiedy porzuciłam pobłażanie, a za to naprawdę się wciągnęłam, to był rozdział o układaniu majtek i skarpetek w szufladzie. Od zawsze, to znaczy co najmniej od dwudziestu lat, gdy kupiłam pierwszą własną komodę z szufladą, składam majtki w kosteczkę i ustawiam “na stojąco” koło siebie. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by podobnie układać skarpetki. Marie Kondo radzi tak postępować w obydwu przypadkach i nagle uświadomiłam sobie, że to może rzeczywiście działać. Skoro w jednym przypadku działa świetnie, to może w pozostałych też? Zadziałało.

Potem synek potwierdził mądrość “Magii sprzątania”. Tu akurat było o tyle łatwo, że niedawno pozbyliśmy się wszystkich za małych koszulek. Pokazałam synkowi półkę z dużo niższym stosikiem i spytałam, czy tak nie jest ładnie. “Nie wiem - odpowiedział - Mnie się nie podoba, bo jak wyciągam jedną, to reszta spada”. Rzeczywiście. Co parę dni musiałam od nowa układać ten mętlik. Pomyślałam, że może jednak rada z układaniem koszulek w szufladzie ma sens. Przełożyłam koszulki do szuflady, ułożyłam majtki i piżamy obok siebie. To było miesiąc temu. Cały czas w szafce synka jest idealny porządek. Nie dlatgo, że on taki poukładany. Po prostu nie ma jak się nabałaganić - wyjmuje jedną z dziesięciu koszulek, reszta zostaje równiutko na miejscu. Magia.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku