Jednym z uroków Szwajcarii jest sezonowość przysmaków. Jest parę takich pyszności, na które czeka się cały rok. Gorące kasztany, faworki, czekoladowe biedronki… No i właśnie Grittbänze.
|
Ciasto drożdżowe rośnie.
|
Grittibänz to drożdżowa bułeczka w kształcie małego człowieczka. Nazwa dosłownie oznacza ludzika na rozstawionych nogach - ale nawet dla osób niemieckojęzycznych wymaga wyjaśnień. “Gritte” kiedyś znaczyło tyle, co stać w rozkroku, a Bänz to zdrobnienie od Benedykta, imienia niegdyś tak popularnego, że można go było użyć w znaczeniu ludzika - tak jak po polsku moglibyśmy powiedzieć “Jasio”.
|
Dwa ludziki gotowe do pieczenia. |
W dawnych czasach piekło się je także z piernika albo chleba, obecnie prawie wszystkie dostępne w szwajcarskich sieciach Grittibänze są drożdżowe. W takim kształcie można je dostać jedynie w listopadzie i grudniu. Oczywiście w innych miesiącach też się piecze drożdżowe bułeczki, ale w formie myszki, żółwia, precelka, czy też - w okresie Wielkanocy - króliczka. Nie są bardzo słodkie, w smaku przypominają typową chałkę.
|
Grittibänz zrobiony dla taty. |
Stosunkowo łatwo jest je też upiec samemu, a nadawanie ludzikowi odpowiedniego kształtu sprawia dzieciom wiele radości. Staramy się je piec w Mikołajki, to jest też w Zurychu tradycyjny dzień jedzenia Grittibänza.
|
Nasze wspólne dzieło. |
A jeśli nie ma się ochoty piec, można być pewnym, że dostanie się je w każdej piekarni, w każdym Coopie i Migrosie, a nawet w Lidlu :)
|
Dzieło synka. |
Smacznego!
|
Dzieło córki. |
Komentarze
Prześlij komentarz