10 rzeczy, które dają szczęście
No dobrze, zacznijmy od tego, że kiedy piszę “10”, mam na myśli rzeczy kilka - może pięć, może dziewięć - i to w losowej kolejności, bo jak posortować szczęście? I oczywiście nie chodzi o rzeczy, tylko sytuacje, zdarzenia, czynności czy zjawiska, w których zdarza mi się uczestniczyć. To “dają” też jest mylące - bo nie wszystkim, a tylko i wyłącznie mnie. Ciebie mogą śmieszyć albo wydawać Ci się niewarte uwagi. I dobrze! Bo ten wpis chodzi mi po głowie od dawna, od chwili, kiedy przeczytałam na blogu Riennahery, o tym, co jej sprawia radość. Spośród całej masy obiektywnie wartościowych drobiazgów na palcach jednej ręki mogłam wymienić te, które i ja umieściłabym na swojej liście. Bo się różnimy. I myślę, że to jest naprawdę fajne i czyni życie ciekawym.
Bauen, Szwajcaria |
Chyba tylko z tym szczęściem się zgadza - piszę o tym, co sprawia, że czuję, że żyję. Co daje radość, napełnia energią i sprawia, że się uśmiecham.
Dobra książka
Uwielbiam ten moment, kiedy otwieram tekturową paczkę owiniętą czarną taśmą i wyjmuję od kilku dni oczekiwaną przesyłkę. Macam okładkę, przerzucam strony, sprawdzam grubość kartek. Czytam począteczek, tak na próbę, zerkam do środka, starając się jednak nie zobaczyć za dużo i nie zepsuć sobie zabawy.
Albo sięgam po książkę, która już od dawna stała na półce. Albo trafiła do mnie przypadkiem. Albo została kupiona w pośpiechu na drogę. Nie spodziewam się wiele, zaczynam - i wsiąkam.
Czasem książki opowiadają historie - i ja przeżywam przygody i emocje razem z bohaterami. Czuję ich radość, ich smutek, ich wyczekiwanie, rozczarowanie. Muszę wiedzieć, co dalej! Rozumiem postaci, rozumiem ich motywacje - nawet jeśli wcale nie są do mnie podobne.
Czasem książki dają zagadkę. Wciągają w świat, w którym nie wiem, co jest prawdą, a co ułudą. Szukam rozwiązania, zgłębiam gąszcz literek, buduję ze słów światy o patrzę, gdzie mnie to poprowadzi.
Czasem książki dają wiedzę. Pokazują, jak działa świat, jakie są zależności, jakie prawa. Porządkują to, co widzę i organizują w sensowne ramy. Wtedy czuję, jak w głowie układa mi się nowy obraz świata, bogatszy może o lepsze rozumienia tego, co działo się w danych czasach, a może o budowę neuronów.
Dużo książek jest nijakich. Ale te dobre przeżywam całą sobą.
Długie rozmowy
Jestem osobą prostą i o bardzo ograniczonych możliwościach skupiania uwagi. Ciężko jest mi się swobodnie myśleć w dużej grupie osób. Ale bardzo cieszą mnie rozmowy w małym gronie.
Siadam z kolegą albo koleżanką przy kawie czy herbacie. Albo jemy razem obiad. Albo idziemy razem przez miasto, gdzieś przed siebie, bo fajnie iść razem. I rozmawiamy trochę o głupotkach i o tym, co się nam przydarzyło, trochę o tym, co myślimy o świecie, a trochę o strasznie poważnych i ważnych sprawach - w zależności od nastroju i sytuacji.
Zwykle mówię wtedy za dużo. Ale najbardziej cieszy mnie słuchanie.
Wspólny śmiech w domu
Uwielbiam te chwile, kiedy jesteśmy we czwórkę: ja, mąż i dzieci, i jest nam razem wesoło i lekko. Takie chwile, kiedy siedzimy razem przy kolacji, albo idziemy na spacer, albo pieczemy ciasteczka, albo oglądamy film, albo urządzamy domową dyskotekę - ale większe znaczenia ma to, że jest nam dobrze i śmiejemy się na głos tylko dlatego, że rozsadza nas radość.
Kiedyś dawno tak właśnie wyobrażałam sobie życie rodzinne. Teraz już wiem, że większość czasu jestem zmęczona pracą, zajęta robieniem obiadu, ktoś nie chce jeść tego obrzydliwego tajskiego curry, ktoś inny czyta nad kanapką i nie chce oderwać wzroku od książki, ktoś inny jęczy, żeby mu włączyć bajkę. Jest za ciepło, za zimno, daleko jeszcze, głupia ta gra, jajecznica się przypala.
Ale pomiędzy tą szarą codziennością tym bardziej docenia się te chwile, kiedy wszyscy nadajemy na tych samych, radosnych falach.
Poranna kawa
O szóstej rano dzwoni mój budzik, wstaję i mam godzinę tylko dla siebie. W domu jest jeszcze ciemno (bo albo zima, albo zasłonięte żaluzje), wszyscy śpią, a ja robię sobie kawę z kawiarki z bardzo dużą ilością mleka i przy kuchennym stole uczę się niemieckiego. Albo szwajcarskiego. Albo coś czytam. Mój umysł jest wypoczęty i świeży, nie muszę się spieszyć, nic mnie nie rozprasza.
Nie włączam komputera. Nie słucham porannych wiadomości. Jeszcze będzie na to czas. Teraz jest czas tylko dla mnie.
Jeśli przeraża Was ta szósta godzina, to na marginesie zaznaczę, że chodzę spać bardzo wcześnie. Mam za sobą zwykle co najmniej osiem godzin porządnego snu, więc wcale nie czuję się śpiąca. Tak, przehandlowałam wieczory na poranki - i uważam, że było warto. Ja chyba po prostu lubię się budzić wyspana.
Zumba
Zajęcia ruchowe przy wesołej muzyce, ze świetną instruktorką. Chodzę na Zumbę raz w tygodniu, od trzech lat - i ciągle gubię się jak początkująca. Ale też ciągle mnie ten czas cieszy. W jakiś magiczny sposób taniec i muzyka pozwalają mi zapomnieć o świecie i skupić tylko na chwili, która właśnie trwa.
Zaczęłam chodzić na te zajęcia rok po poważnym złamaniu nogi. Za pierwszym razem nie byłam jeszcze w stanie wykonywać podskoków - kość się już dawno ślicznie zagoiła, ale długie miesiące oszczędzania się (a potem już zwykłego lenistwa), mocno odbiły się na moich możliwościach fizycznych, szczególnie, że nigdy nie zaliczałam się do osób specjalnie wysportowanych.
Pamiętam więc, jak pierwszy raz wykonałam normalny podskok. Jak pierwszy raz wykonałam cały pięciominutowy układ bez konieczności odpoczynku. Jak pierwszy raz pewnie wykonywałam wszystkie kroki. To było już bardzo dawno temu, w międzyczasie zrobiłam ogromne postępy i to dodatkowo dodaje radości temu i tak w naturalny sposób napełniającemu energią zajęciu. Nie zmuszam się, żeby iść ćwiczyć. Idę, bo lubię.
Spacery po mieście
Lubię chodzić po mieście. Lubię oglądać domy, uliczki, fontanny, parki. Fajnie jest wejść do sklepu czy wstąpić do kawiarni, ale wcale nie to jest najważniejsze. Lubię takie spacery bez celu, albo spacery żeby poznać nowe trasy.
Niektóre miasta są “moje”. Lubię miasta tak, jakby były żywymi istotami. Szczecin, Seattle, Zurych. Nawet Ottawa. Miasta, które poznałam od środka i z którymi mogłam się zaprzyjaźnić.
Niektóre miasta widziałam tylko przez chwilę, wiele z nich wspominam z przyjemnością. Tramwaje, mosty, rowery. Katedry, parki, muzea. Place, rynki, wybrzeża.
Wycieczki w góry
Ze wszystkich rodzajów krajobrazu najbardziej zachwycają mnie góry. Niekoniecznie wcale bardzo wysokie, mogą być takie krągłe i kształtne. Widoki, w których w idealnych proporcjach miesza się zieleń i niebieski, oraz odrobina żółtego. Czasem jakieś pobielone śniegiem szczyty.
Ale góry to coś więcej. Na wycieczkę w góry trzeba się przygotować, trzeba mieć mapę, dobre buty i plecak z niezbędnymi rzeczami. Wycieczka jest męcząca, ale nie można zrezygnować w połowie szlaku, trzeba znaleźć w sobie siłę, by dojść do końca. Czasem widzisz tylko kamienie pod nogami, czasem tylko mapę, ale wystarczy przystanąć i jest pięknie. I wcale nie ważne, czy dookoła jest las, czy też widać całe Churfirsten.
Z górami łączy się przyjemność dotarcia do schroniska. Zasłużonego odpoczynku po wysiłku. Radość z bycia razem. Spokój płynący z przebywania blisko przyrody. Pokora, bo widzisz wyraźnie jak malutki jesteś. Piękno.
Układanie rzeczy w głowie
Zrozumienie czegoś, czego wcześniej nie rozumiałam, daje mi ogromną frajdę. Nagle wszystko zaczyna do siebie pasować. Oderwane od siebie obserwacje i spostrzeżenia zaczynają się układać w logiczną całość. Świat staje się inny, bardziej poukładany, bardziej sensowny, jeszcze bardziej zachwycający.
Czasami dotyczy to drobiazgów, takich jak kształt księżyca na niebie, a czasem rzeczy ogromnych, jak istota ewolucji i połączenie między wszystkimi istotami na Ziemi.
Czasem bierze się z przeczytanej książki, czasem z rozmów, czasem z zaskakującej obserwacji. Zwykle dodatkowo wymaga jeszcze intensywnego zastanowienia i myślenia nad tym przez kilka dni. Bywały takie tygodnie w moim życiu, że najważniejsze, co się wtedy działo, było to, co się wykluwało w mojej głowie. Myślałam robiąc śniadanie, myślałam próbując pracować, myślałam patrząc wieczorem jak dzieci się bawią. A na końcu próbowałam spisać. I czasem okazywało się, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze jest drugie, trzecie, czwarte dno.
W sumie możliwe, że to moje pisanie jest sposobem, by dać ujście tej radości tworzenia obrazu świata w moim umyśle.
Pisanie
Lubię takie chwile jak ta. Siedzę z laptopem w Migrosowej kawiarni i piszę. Ale mogłabym siedzieć przy kuchennym stole, na schodach w moim bloku, na kanapie - nie ma znaczenia. Liczy się to, że myśli w mojej głowie same układają się w okrągłe zdania, a palce bez oporu przelewają je do edytora tekstu. Nie muszę zastanawiać się nad każdym słowem, nie muszę myśleć nad strukturą. Ale nie dlatego, że to nie ma znaczenia. Po prostu właściwe - takie, jakie mnie się podoba - sformułowania i ujęcia tematu znajdują się same. Mój mózg przestawia się w tryb pisania i już.
Spisywanie historii i opowieści, które się wykluły w mojej głowie - przygód wymyślonych bohaterów, ich słów i uczuć, daje chyba jeszcze więcej frajdy - tylko że zabiera strasznie dużo czasu i niestety rzadko mogę sobie na to pozwolić. Ale jeśli akurat się uda - to jest to niesamowicie fajne!
***
Świetn lista, zgadzam się z pozycjami: książki, poranna kawa (ja wstaję koło piatej, żeby mieć czas dla siebie, ale tej porannej ciszy, swobody i świeżości umysłu nic nie przebije), pisanie, układnie rzeczy w głowie (w skrócie u mnie: rozkminy). W moim przypadku jeszcze: tworzenie. Szydełkiem, z materiału, ze sznurka, wełny, nici... sama radość :)
OdpowiedzUsuń