Winorośl

Dwie myśli na temat sprzątania - jak się możecie domyślić, pokłosie jednej z ostatnich lektur.
***
Jesień na Uetlibergu. Widok na morze chmur (mgły?) zamiast na jezioro w dole.
Nie jestem ogrodniczką. Bardzo nie jestem ogrodniczką. Ani się na uprawianiu roślin nie znam, ani jakoś się tym mocno nie interesuję. Dlatego też długi czas nie byłam świadoma, że drzewa i krzewy trzeba regularnie przycinać. Nawet mnie jakoś przelotnie zastanowiło, jak niby jabłonka może zdziczeć, skoro z “nie dziką” i tak nic nie trzeba robić. Odpowiedź jest prosta - trzeba robić. 
Żeby na przykład taka winorośl dawała owoce, trzeba na jesieni solidnie poprzycinać pędy. Nie można mieć litości. Ogrodnik nie może sobie myśleć: “jak pięknie się winogrona rozrosły, żal mi im gałązki ucinać, szkoda ich, zostawię”. Nie może, bo za rok winogron będzie malutko, a pnącze osłabione. Zmarnuje się. Ogrodnicy o tym wiedzą - mąż mi mówił.
Podobnie jest z naszym mieszkaniem. Jeśli chcemy, by owocowało, jeśli chcemy by nam służyło, dawało radość, pozwalało pomnażać talenty - musimy regularnie pozbywać się z niego niepotrzebnych rzeczy. Musimy przeglądać biblioteczkę i oddawać te książki, których już więcej przeczytać nie zamierzamy. Musimy wyrzucać zaplamione koszulki, z których i tak dzieci wyrosły. Musimy odsprzedawać nietrafione zabawki, które nam się podobały, ale pociech nie zaciekawiły.
Inaczej będzie jak zdziczała winorośl - może i bujna, ale bez owoców.
Oczywiście tak samo jak przy krzaczku, musimy uważać, by nie przyciąć za dużo. By nie pozbyć się czegoś, z czego dopiero mają być owoce. By nie przyciąć w złym momencie. Ale przycinać musimy - jeśli ze strachu, że zrobimy coś źle, nie zrobimy nic, to nasza winorośl, nasz dom, się zmarnuje. Zdziczeje.
***
Jako nastolatka w każde wakacje jeździłam na spływ. W kajakach woziliśmy wszystkie nasze bagaże, każdego wieczoru rozbijaliśmy namiot w innym miejscu, kolację gotowaliśmy na ognisku. Siadaliśmy przy ogniu i zajadaliśmy się makaronem z sosem albo ryżem z jabłkami.Łyżki, kubki i menażki mieszały się w półmroku. A rano, przy pakowaniu bagaży pojawiał się problem: który widelec jest mój?
I wtedy ktoś powiedział: “Są dwie możliwości. Albo te widelce są takie same - wtedy nie ma problemu, dowolny może być twój. Albo te widelce różnią się czymś istotnym - wtedy też nie ma problemu, bo wiesz, który jest twój.” Tak czy siak - jest dobrze. Nawet jeśli jeden widelec jest w serduszka a drugi w kratkę, ale ty pamiętasz jedynie, że twój miał 4 zęby, to z twojego punktu widzenia są identyczne. Nie ma znaczenia, który weźmiesz.
Jeśli urwały ci się sznurówki, a ty nie masz pojęcia, czy masz w domu zapasowe - to nie ma znaczenia, czy te sznurówki wyrzuciłaś w przypływie zachwytu Marie Kondo, czy też zachomikowałaś je w pudełku po czekoladowych szprotkach, tuż za skarpetkami do cerowania, w trzeciej szufladzie od dołu, w sypialni dla gości. Nie ma znaczenia - tak czy siak nie masz ich, kiedy są potrzebne.
Jeśli granatowa koszulka leży w szafie, ale od roku jest podarta, bo nie chce ci się jej zacerować - to nie ma znaczenia, że jej tych parę miesięcy temu nie wrzuciłaś do kosza z odzieżą używaną. Tak czy siak - nie możesz jej włożyć, kiedy rano szykujesz się do pracy.
Jeśli łatwiej ci sprawdzić na komórce, jak włączyć nagrywanie na twojej wieży stereo, niż znaleźć instrukcję obsługi w segregatorze - to nie ma znaczenia, czy tę instrukcję wyrzuciłaś razem ze styropianem, czy starannie włożyłaś do któregoś z sześciu nieposortowanych segregatorów (a może do szuflady biurka?) w gabinecie męża.

Porządek to nie to, że wszystko jest pod linijkę i w jedną stronę. Porządek polega na tym, że wiesz, co masz w domu i kiedy czegoś potrzebujesz, jesteś w stanie łatwo to znaleźć. Inaczej to naprawdę nie ma znaczenia, czy zachomikowałeś tysiąc skarbów, czy oddałeś je krewnym i znajomym królika. Efekt jest taki sam.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku