Koniec historii

Wracam do pisania! Wreszcie mam chęć i energię by pisać. Więcej, wreszcie pcha mnie coś w środku do pisania, znowu czuję potrzebę uporządkowania swoich myśli poprzez próbę pokazania ich Wam!


Jednak w czasie, kiedy nie pisałam, dużo się wydarzyło. Nie w moim życiu - u mnie dni toczą się spokojnie, jednostajnie i trochę nudno - ale w świecie jako takim. Oczywiście mam na myśli wojnę - tę wojnę, która nie dotyka mnie wprawdzie osobiście, a jednak dotyka mnie bardzo mocno jako osoby.

Tę wojnę. Pamiętam, jak jakoś w marcu 2022 roku mój syn podszedł do mnie rozentuzjazmowany:

- Patrz, mamo! Znalazłem bardzo starą monetę! Jeszcze sprzed wojny - dumny pokazywał mi srebrzysty krążek, a ja kompletnie nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi. Dopiero kiedy zaprezentował mi pół franka z lat trzydziestych, dotarło do mnie, z czego się cieszy. I jednocześnie uświadomiłam sobie, jak wiele się poprzestawiało w mojej głowie w ciągu kilku tygodni. Słowo “wojna”, tak po prostu, bez żadnego przymiotnika, oznacza teraz całkiem inny konflikt niż przez całe moje dotychczasowe życie. Już nie ten sprzed osiemdziesięciu lat.

***

Amerykański profesor Timothy Snyder swoje wykłady z historii poprzedził długim wstępem na temat tego, czym historia jest - i czym nie jest. Historia nie jest ciągiem jednoznacznych wydarzeń, które w oczywisty sposób prowadzą do tego, co jest teraz i czego teraźniejszość jest pointą. Bardzo często jednak tak właśnie historię przedstawiają szkolne podręczniki, często i my sami w taki sposób do niej podchodzimy. W konsekwencji myślimy, że to, co się teraz dzieje, będzie się działo już zawsze - tylko dłużej, mocniej, intensywniej. Wydaje nam się, że znamy zakończenie. A nawet jeśli nie my, to może jacyś specjaliści. Że człowiek jest w stanie je poznać czy przewidzieć.

Tymczasem prawda jest taka, że my - ludzkość - nie mamy najbledszego pojęcia, w jakim kierunku nasz świat zmierza. Jasne, możemy przypuszczać, że pewne rozwiązania są bardziej prawdopodobne niż inne. Możemy całkiem trafnie zgadywać konsekwencje pojedynczych wydarzeń. Możemy tłumaczyć, dlaczego stało się to, co się stało.

Jednak co będzie dalej - nie wiemy. Bo to, co będzie, zależy od pojedynczych wyborów pojedynczych ludzi, a one nie są do końca przewidywalne. Jeden kamyk jest w stanie poruszyć lawinę, jeden krok w tę, a nie w inną stronę, może zadecydować o losach kraju. Oczywiście nie każdy! Nie wiemy, który.

Przez całe moje życie, do 24 lutego, całkiem nieświadomie wyobrażałam sobie historię jako prostą linię, która biegnie od ciemnych wieków poprzez burzliwe czasy przemian do naszej cieplutkiej, bezpiecznej demokracji. Nie miałam oczywiście złudzeń, że wszystkim w Polsce żyje się dobrze i dostatnio. Teraźniejszość widziałam jako serię mniej lub bardziej udanych przemian społecznych, czasem w dobrym kierunku, czasem przeciwnie. W mojej wyobraźni przyszłość niosła ze sobą wybory mniej lub bardziej przyjaznych ludziom i praworządnych władz. Wyzwaniem było właśnie to, na ile da się wesprzeć potrzebujących i na ile da się budować sensowne i dobrze działające państwo. Widziałam niepokojące scenariusze. Wszystko to jednak zawsze było w ramach pokoju.

Byłam świadoma konfliktów rozgrywających się w różnych częściach świata. Wiedziałam o ludzkich tragediach w krajach, gdzie toczy się walka, gdzie trwa wojna domowa, gdzie panuje brutalna dyktatura czy gdzie jedna grupa dąży do fizycznego wyniszczenia drugiej. Wiedziałam, i było mi boleśnie żal tych ludzi, i starałam się wspierać akcje humanitarne, próbowałam się dowiedzieć więcej i nie przechodzić obojętnie. Cały czas jednak to było “tam”, tam gdzie jeszcze nie dotarła nasza kultura i nasza cywilizacja, nasz świat, w którym można się normalnie dogadać czy nawet pokłócić, ale bez zrzucania bomb na osiedla mieszkalne.

Gdyby ktoś spytał mnie wtedy, czy na ile prawdopodobne wydaje mi się, że w Europie rozpęta się pełnometrażowa wojna, oczywiście rozsądnie odpowiedziałabym, że to jest niewykluczone - ale w głębi ducha uważałabym to za całkowicie nierealne. Teraz odpowiedziałabym tak samo - nadal prawdopodobieństwo takiego scenariusza w Polsce czy Szwajcarii uważam za bardzo niskie - teraz jednak to malutkie ryzyko jest niepokojąco realne i łatwe do wyobrażenia.

***

W świetle życiowych nieszczęść milionów ludzi przemeblowanie w mojej głowie jest mało istotne. Wiem o tym. Tutaj chcę jednak pisać właśnie o tym, co myślę i czuję. Bo dla mnie ten przewrót w głowie oznaczał zawalenie się wizji świata, jaką znałam. Historia z ładnie zaplanowanej powieści z czysto poprowadzonymi wątkami i strzelbami na ścianie wypalającymi we właściwym momencie zmieniła się w chaotyczny serial, pełen nieścisłości, nagle znikających postaci i dziwnie zagmatwaną fabułą.

Życie takie właśnie jest. Chyba dziwniejsze jest to, że człowiek z czasem przechodzi nad tym do porządku dziennego i znowu zaczyna ufać, że wszystko jednak ma sens i może się jeszcze dobrze ułożyć.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku