13 PIĘTER

Przeczytałam “13 Pięter” Filipa Springera. Fantastyczna książka! Nie wiem czemu, wyobrażałam sobie, że to będzie historia budowy jakiegoś konkretnego PRL-owskiego domu, a tymczasem jest to opowieść dużo szersza.
Książka opowiada dwie historie: pierwsza to jak w Warszawie dwudziestolecia wojennego próbowano wybudować domy dla zwykłych ludzi, dla robotników. Druga - to jak do tego samego problemu podchodzi Polska współczesna, Polska po 1989 roku.
Co ciekawe, komunistyczne losy budownictwa dla mas zostały pominięte. Niewielka strata - wszyscy wiemy, jak to wyglądało. Szare bloki z wielkiej płyty, na szarych osiedlach. Mieszkania, na które się czekało po kilka lat i w których rodzina czteroosobowa nie mogła dostać mieszkania większego niż M4 - czyli czteropokojowego z kuchnią. Straszne czasy. Ale wiecie co? Zawsze, kiedy o tym myślałam porównywałam te warunki z tym jak sprawy mieszkaniowe powinny być rozwiązane w idealnym świecie. A nie z tym, jak było przed wojną, ani z tym jak jest teraz (mnie problem szukania robotniczego mieszkania w Polsce nie dotyczy, więc nie zastanawiałam się nad tym zbyt wiele).
Porównanie czasów komunizmu z latami przed i po pozwoliło mi spojrzeć na ówczesne rozwiązania w zupełnie nowy sposób - i trochę postawiło moje myślenie na głowie. Zburzyło też do końca (jeśli coś się jeszcze z tej idei w moim mózgu tliło) “hipotezę sprawiedliwego świata” (czyli - “każdy dostaje to, na co zasłużył”).
Jednocześnie książka jest ciekawa i wciągająca. Świetnie pokazane są przedwojenne plany stworzenia mieszkań spółdzielczych, tanich, dla osób których nie stać i nigdy stać nie będzie na mieszkanie własne. Próby znalezienia rozwiązań z jednej strony ładnych i praktycznych, z drugiej wystarczająco dostępnych, błędy, polityczne zawiłości i konflikty interesów. Ładnie pokazane jest, że świat jest skomplikowany i że ciężko nam jest ocenić, co będzie dobre, jeśli nie mamy wszystkich informacji.
I jeszcze jedno. Kiedy czytałam o wizji tego, jak powinny wyglądać niedrogie mieszkania dla mas, uświadomiłam sobie, że ja ten obraz znam. Dokładnie takie osiedla mijam w mojej okolicy! Szczególnie zapamiętałam fresk na ścianie któregoś z domków: “Zuryska wspólnota mieszkaniowa, budowa ukończona w 1943 r”. W mojej głowie rok ‘43 nie było w żadnym razie rokiem budowania domów. Ale tak właśnie jest na Friesenbergu, czyli dzielnicy w pobliżu miejsca gdzie mieszkam, w Szwajcarii. Ogromne tereny wypełnione osiedlami niedużych mieszkań spółdzielczych, budowanych nieprzerwanie od lat dwudziestych do teraz. I jakoś mi się smutno zrobiło - że można, że to działa - tylko że akurat w Polsce nie wyszło.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku