“Ale historia…”, Grażyna Bąkiewicz

Pamiętacie, kiedy była bitwa pod Grunwaldem? Tak? Każdy to wie, prawda? A czy pamiętacie, co było potem? Wojna została wygrana i wszyscy poszli do domu? Nie? To dlaczego ta potyczka miała tak wielkie znaczenie, że wszyscy pamiętamy jej datę?
Polska zniknęła z mapy pod koniec osiemnastego wieku. Też wiemy. Ale dlaczego? Czy musiało tak się stać? Czego zabrakło?
I jak to się stało, że po 123 latach rozbiorów (to takie szmat czasu!) udało się nam ustanowić własne, niezależne państwo? Powstania się nie powiodły, kilka pokoleń wzrastało pod obcą władzą, tereny zamieszkałe przez Polaków były raczej biedne - a mimo to, po strasznie długim czasie odzyskaliśmy niepodległość?
***
Wczoraj wieczorem skończyłam czytać synowi “Mamy niepodległość!”, szóstą część serii “Ale historia…” Grażyny Bąkiewicz. Lektura sprawiła wiele radości i mnie, i mojemu siedmiolatkowi. Moja “książkowa” dziewięciolatka nas wyprzedziła i już wcześniej samodzielnie przeczytała ten tom.
Bardzo gorąco polecam tę serię każdemu. Przede wszystkim jednak tym, którzy tak jak my mieszkają na emigracji. Moje dzieci nie usłyszą o Mieszku I czy Królowej Jadwidze w codziennej szkole. A jak dowiedzą się czegoś na sobotnich zajęciach z polskiego - to czy będę potrafiła dodać coś więcej niż “1410”?
***
Książki kierowane są do młodszych czytelników - uczniów podstawówki. Bohaterami są dzieci z jednej klasy w szkole przyszłości - w czasach, kiedy na historii można przenieść się w przeszłość i poobserwować, co tak naprawdę działo się za dawnych lat. Śledzimy więc przygody dzieciaków podczas kolejnych lekcji - próbują znaleźć odpowiedź na zadane przez nauczyciela pytanie, rozwiązać własne problemy (z rodzicami albo grupą rówieśniczą) i czasem też znaleźć wytłumaczenie niezrozumiałych obserwacji w dawnych czasach.
Motyw podróży w czasie jest bardzo sprawnie zrealizowany. Niby nic zmienić się nie da (i nigdy nie ma z tym problemu), ale da się porozmawiać z “tubylcami” i być w środku wydarzeń. Da się przyjrzeć z bliska realiom dawnych czasów. Da się skakać trochę między miejscami i datami, by znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania. Jednocześnie podróżnicy są chronieni, zawsze więc te przygody są jedynie tropieniem historii, nigdy realnym zagrożeniem. Dzięki temu książki są ciekawe, inne, nieprzewidywalne.
Tekstowi towarzyszą ilustracje i krótkie komiksy wyjaśniające wydarzenia albo zjawiska - często “z przymrużeniem oka”. Dzięki temu lektura jest łatwiejsza dla początkującego czytelnika - i zabawniejsza dla dorosłego.
Zadania, które uczniowie mają wykonać na lekcji, są zwykle zasygnalizowane w tytule. Czy Mieszko był wikingiem? W jaki sposób Kazimierz Wielki “zostawił Polskę murowaną?” Kto był lepszym królem - Jadwiga czy Jagiełło? Dzieci przyszłości mają w jeszcze większym stopniu dostęp do wszystkich informacji (z ich wersji Internetu). Dlatego też pytania są takie, na które nie da się odpowiedzieć przy pomocy prostego zapytania w googlu.
Jednocześnie to są właśnie takie pytania, z którymi może do nas przyjść dziecko, które chce wiedzieć czegoś więcej. Dlatego zachęcam też dorosłych do czytania. Możliwe, że dla osób z wykształceniem historycznym, byłaby to zbyt uproszczona lektura. Dla mnie jednak prostota była ogromną zaletą serii. Lekcje historii mam już kilka dekad za sobą. Wiele pozapominałam. Wiele wiedziałam tylko po łebkach. Ciągle mam nadzieję, że przeczytam kiedyś więcej książek Normana Davisa (też polecam dorosłym!), ale brakuje mi czasu. A te opowieści są akurat dla historycznego laika, jakim jestem.
Ta seria nauczyła mnie też, że na większość pytań po prostu nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Zwykle na daną sytuację składa się tysiąc czynników i nie zawsze możliwe jest wskazanie najważniejszego. Jednak samo poszukiwanie odpowiedzi może być wspaniałą przygodą.

Gorąco polecam!

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku