Wada wymowy
Jakiś czas temu znajomy znajomego uskarżał się w Internecie, że został wyrzucony z dyskusji za mówienie prawdy, a jego komentarze - po prostu stwierdzające fakty - usunięte. On tylko przypomniał, że homoseksualizm jest zboczeniem - a oni się oburzyli. I dalej przekonywał: przecież jak ktoś sepleni, to nie ma sensu zaklinać rzeczywistości i wmawiać mu, że nie ma wady wymowy. Prawda?
Widok z Fronalpstock |
Zatrzymałam się na dłużej na tym wpisem, bo myślę, że to jest genialne porównanie. Internauta trafił w samo sedno.
Mam za sobą kilka rozmów ze szkolnym logopedą. W Polsce dziecko, które nie potrafi wymówić “rolującego” rrrrrr ma nieprawidłową wymowę i wymaga intensywnych ćwiczeń. W Szwajcarii wielu ludzi wymawia dźwięczne “polskie” “er” (to nawet dość typowe w regionie Zurychu), ale inne wersje (np. “francuskie” albo niemieckie gardłowe “a”) są powszechnie akceptowane i równie poprawne. W Szwajcarii to samo dziecko nie będzie miało żadnej wady wymowy. Żeby było jeszcze ciekawiej, gdyby przeprowadziło się do Niemiec, raczej musiałoby się nauczyć mówić bez dźwięcznego “r” na końcu. W standardowym, szkolnym niemieckim w Szwajcarii poprawne jest zarówno “super” z er na końcu, jak i “supa”. W Niemczech tylko ta druga wersja jest uważana za właściwą dla języka standardowego.
Nie ma czegoś takiego jak “człowiek z wadą wymowy”. Ta sama osoba może mieć prawidłową albo złą wymowę w zależności od języka, jakim się posługuje oraz regionu, w którym mieszka. “Wada wymowy” to coś, co opisuje zarówno możliwości (fizjologiczne i wyuczone) danej osoby, jak i kulturę w której się porusza. Jakie dźwięki są typowe dla lokalnego języka? Jaki jest poziom akceptacji różnych wariantów wymowy? Czasem przeprowadzka o kilkanaście kilometrów może sprawić, że “wada wymowy” magicznie zniknie.
Oczywiście dziecko może mieć nieprawidłowo zbudowany narząd mowy. Nawet taka banalna wada, jak za krótkie wędzidełko (kawałek skóry pod językiem) może być śmiertelnie niebezpieczna, jeśli utrudnia noworodkowi przyssanie się do piersi, a matka nie ma opcji dokarmiania butelką. Ale jeśli jedzenie nie jest problemem, to na ile komfortowo będzie mogła dana osoba egzystować w późniejszym życiu zależy od kultury, w której będzie dorastać.
***
“Zboczenie” NIE jest pojęciem medycznym. “Zboczenie” to potoczna nazwa zachowań seksualnych, które są albo dziwaczne i rzadkie, albo nieakceptowalne społecznie. Jeśli znajdziecie gdzieś w publikacji naukowej “listę zboczeń”, to nie będzie ona opisywała prawidłowych albo nieprawidłowych zachowań. Opisuje ona, co dana kultura myśli o jakimś zachowaniu. Innymi słowy, to jest lista, która mówi coś o danej kulturze, a nie o pojedynczym człowieku.
Kiedy więc ktoś mówi “X jest zboczeniem” to może mieć na myśli albo: “w kulturze w której się obracamy, X jest dziwacznym albo nieakceptowalnym zachowaniem” albo “uważam, że zachowanie X jest nieakceptowalne, nie podoba mi się, że ktoś to robi”.
W przypadku homoseksualizmu pierwsza wersja nie jest prawdziwa: wystarczająco duża część społeczeństwa nie ma nic przeciwko związkom jednopłciowym, by nazwać niechęć do takich kontaktów “powszechną”. Jeśli więc ktoś mówi “Homoseksualizm jest zboczeniem” to jest to stwierdzenie faktu - faktu o nim samym. Jest to to samo, co powiedzenie “nie podoba mi się, gdy osoby tej samej płci uprawiają seks”. Jest to stwierdzenie na temat preferencji seksualnych osoby mówiącej, a nie homoseksualistów.
***
Oczywiście mamy prawo do własnych upodobań! Może nam się wydawać okropne i niewłaściwe, że ktoś uprawia seks trzymając w ręku pluszowego misia albo metalowe kajdanki. Nie wszystko musi nam się podobać. Więcej, jest całkowicie naturalne i zupełnie normalne, że osobie heteroseksualnej nie podobają się kontakty osób tej samej płci. Na tym właśnie polega orientacja, na preferencji pewnych zachowań! Mamy też oczywiście prawo mówić innym o swoich opiniach. Nie w każdych okolicznościach jednak mówienie tego jest dobre albo mądre.
Jeśli mamy złudzenie, że “po prostu stwierdzamy fakt”, to możemy się czuć bohaterami prześladowanymi za prawdę. Nasz rozmówca powinien być w stanie zaakceptować fakty i przyjąć je na klatę, nawet jeśli są dla niego trudne - prawda? Tylko że wszystko się zmienia, kiedy uświadomimy sobie, że dzielimy się po prostu swoimi upodobaniami. Czy mamy prawo iść do ludzi i mówić “nie podoba mi się to, co robisz w łóżku ze swoim partnerem”? Czy rozmówca ma obowiązek tego słuchać?
Mamy prawo wyrażać swoje opinie. Czasem mamy wręcz moralny obowiązek wyrazić swoje zdanie. To jest jednak nadal tylko nasz punkt widzenia, a nie fakt.
***
Nasz język się zmienia wraz z tym, jak zmienia się nasze społeczeństwo. W Polsce zaczyna mieszkać coraz więcej ludzi, dla których polski nie jest pierwszym językiem. Albo takich, którzy domu rozmawiają inaczej. Albo takich, którzy przez lata chodzili do szkoły za granicą. Nawet jeśli włożą dużo wysiłku w opanowanie gramatyki i słownictwa, to mogą nie być w stanie pozbyć się akcentu. Może nam się nie podobać, w jaki sposób wymawiają “r” albo “sz” albo “l”. Możemy w każdej dyskusji się rzucać, powoływać na wady wymowy i przekonywać, że niemieckie “r” jest nieprawidłowe. Ale możemy też zaakceptować, że język się zmienia, że to my - społeczeństwo - decydujemy ostatecznie, co jest właściwe. Jasne, możemy stwierdzić, że nas kompletnie nie obchodzi, jak się czują ludzie z “nieprawidłowym” akcentem, ważne jest tylko to, by język był “czysty”, czyli taki, jaki nam się podoba. Możemy. Ale musimy się poważnie zastanowić, czy to będzie rzeczywiście dobre.
Komentarze
Prześlij komentarz