Challenge accepted

…czyli po polsku podjęcie wyzwania.


Bazylea. Budynek odbijający się w szybie remontowanego sklepu.

***
Dwóch kolegów zażarcie o czymś dyskutuje przy sąsiednim biurku. W pewnym momencie pytają:
– Ania, ty jesteś specjalistką od tego systemu szablonów w JavaScripcie, prawda? Chodź, zobacz, czemu to się nie kompiluje?
Uśmiecham się i podjeżdżam do nich na biurowym krześle.
– Oczywiście, że jestem specjalistką – zapewniam ich. I zgodnie z prawdą dodaję: – wczoraj cały dzień na ten temat czytałam.
Zgadza się. Nie znam się na tym systemie kompletnie, ale poprzedniego dnia sama musiałam coś podobnego zrobić i spędziłam parę godzin zgłębiając dokumentację. Zdecydowanie za mało, by móc choćby powiedzieć, że się na tym znam. Mimo to z udawaną pewnością siebie patrzę na ekran, cała sytuacja jakoś mnie bawi i chętnie odgrywam rolę “ekspertki”.
– No popatrz – zachęca kolega. – Jakiś taki błąd mi wyskakuje, zupełnie nie mam pojęcia o co chodzi. Przecież ja tu mam zdefiniowany tylko jeden target, a to gdzie mu się wywala błąd całkiem inaczej się nazywa. Skąd to się wzięło?
Patrzę. Nic mi komunikat na konsoli nie mówi. No… prawie nic. Gdzieś tam głęboko pojawia się takie głupie uczucie, że powinien mi się z czymś kojarzyć. Nie wiem, co się dzieje - ale powinnam wiedzieć. Patrzę więc bezmyślnym wzrokiem na tekst błędu. A potem na zmieniony kod. Trochę odruchowo klikam [F3] na regule budowania i edytor posłusznie przechodzi do definicji. A tam, proszę bardzo, jest napisane czarno na białym, że kompilacja jednego targetu uruchomi też dwa inne, z czego właśnie jeden to ten, który sprawia kłopoty.
– O, super! To już widzę, o co chodzi! – ucieszony kolega wraca do pracy, drugi przesiada się do swego biurka.
– Nie ma sprawy – mówię i też sunę z powrotem do swojego komputera. Ile to trwało? 30 sekund? Proszę, jak ładnie rozwiązałam czyjś problem.
***
Każdy z nas jest świadomy, że zbytnia pewność siebie może być szkodliwa i nieprzyjemna dla bliźnich. Każdy z nas ma pewnie gdzieś z tyłu głowy ostrzeżenia, by nie ulec pysze i nie być zbyt zarozumiałym. I to jest prawda, i to jest ważne. Ale nie o tym chciałam. Dziś popatrzmy na drugą stronę medalu.
***
Byłam ostatnio świadkiem pewnej dyskusji na temat rozwoju osobistego i zawodowego. Uczestnicy dzielili się doświadczeniami i opowiadali, jak udało im się dojść do tego miejsca, w którym obecnie są. Aż wreszcie któryś ze słuchaczy nie wytrzymał i się zapytał:
– Ale jak wy tak potraficie? Jak to jest, że umiecie powiedzieć o sobie “jestem dobrym programistą, dobrym kierownikiem, dobrym rekruterem”? Skąd bierzecie tyle pewności siebie, by uznać, że jesteście w czymś lepsi od przeciętnej osoby?
Nie wiem, jak dalej potoczyła się rozmowa, bo moje myśli na dłuższą chwilę zatrzymały się na tym zdaniu, a potem pobiegły dalej, w dość nieoczekiwanym kierunku.
Uświadomiłam sobie, że to działa w obie strony. Jasne, żeby powiedzieć o sobie “znam się na tym” musimy umieć to coś robić, choćby trochę. Ale żeby coś naprawdę dobrze robić musimy sobie też w pewnym momencie powiedzieć “tak, umiem to robić”. Nie chodzi tutaj o próżne przechwałki, tylko o raczej o odrzucenie wahania.
Tak, jestem w tym dobra. To znaczy, że po prostu to robię i nie marnuję czasu na myślenie, czy dam radę.
Tak, jestem w tym dobra. To znaczy, że jak zacznę to robię do końca - bo wiem, że ten wysiłek się opłaci.
Tak, jestem w tym dobra. To znaczy, że nie czekam, aż ktoś inny się za to weźmie - bo ja jestem najlepszą osobą, by to zrobić.
Tak, jestem w tym dobra. To znaczy, że biorę się do roboty, bo to coś nie zrobi się samo tylko wymaga mojego - tak, właśnie mojego - wysiłku.
Tak, jestem w tym dobra. To znaczy, że podejmuję wyzwanie. Że to jest coś, co chcę zrobić, bo wiem, że jestem w stanie.
***
Skromność to miła cecha. Mnie jest jednak łatwo ukryć pod jej płaszczykiem zwykłe emocjonalne lenistwo. Nie umiem - to nie ma co się trudzić. Nie umiem - poczekam, aż ktoś inny, ktoś lepszy, się tym zajmie. Nie umiem - więc będę siedzieć i myśleć, jakie to trudne i jaka ja jestem głupia, zamiast jak ten problem rozwiązać.
***
(Epilog)
Chodziłam sobie z dziećmi po Bazylei i zastanawiałam się, jak opisać to moje odkrycie. Dzieci poprosiły mnie, bym sfotografowała coś, co wydało im się godne uwagi. Pstrykając pomyślałam o tym, że nie umiem robić ładnych zdjęć. I to jest prawda. Nie umiem. Zawsze wychodzą mi jakieś “nie takie” - światło ze złej strony, kosz na śmieci na pierwszym planie, pół nogi przechodnia w kadrze. Nie umiem robić dobrych zdjęć. Ale prawda jest też taka - i po raz pierwszy to sobie uświadomiłam - że nigdy, ani razu, nie zatrzymałam się choćby na pół sekundy przed wciśnięciem guzika, by sprawdzić, czy to co widzę na ekranie komórki ma kompozycyjny sens.
“Nie umiem” było dla mnie nie tylko stwierdzeniem faktu. Było też kompletnym poddaniem się bez walki.

Nie muszę akurat robić dobrych zdjęć. Życia nie starczy, by wszystko robić dobrze. Ale mogę - chcę! - rozumieć, że czasem trzeba powiedzieć sobie: “Tak, umiem to robić.” Czasem takie stwierdzenie jest wyrazem pokory, a nie pychy. Jest świadomym podjęciem wyzwania. Challenge accepted.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku