Słowo Boże

Ateizm i wiara w chrześcijańskiego Boga to nie są dwa skrajne bieguny, dwie kompletnie różne postawy, dwie wykluczające się opcje, z których tylko jedna może być prawdziwa. Nie. Niewiara i religijność to przede wszystkim dwa trochę inne spojrzenia na świat i dwa różne języki używane do jego opisu. Czasem dwóch chrześcijan łączy tylko i wyłącznie używanie tych samych słów (choć w głębi duszy dla każdego z nich one troszkę coś innego znaczą). Czasem ateistę od katolika różni tylko sposób wyrażania swoich myśli.

Regensdorf, Szwajcaria. Fot. T. Pylak
To co jest naprawdę fajne, to że obie strony łączy przekonanie, że drugiemu człowiekowi należy się szacunek i że drugiego człowieka warto wysłuchać, bo Prawda nie jest prosta i oczywista, ale raczej czymś, czego trzeba szukać.
Dlatego myślę, że warto czasami wykonać umysłową gimnastykę i spróbować oczami “drugiej strony” spojrzeć na rzeczywistość i w ramach ćwiczenia opisać ją słowami z “drugiego” języka. Chcecie zobaczyć, o co chodzi? No to zaczynamy: “Czy Biblia jest tylko dziełem człowieka?” - rozważania dla ateisty.
***
Czasem spotykam się z takim argumentem: w jaki sposób Biblia może być “dziełem Boga” skoro przecież nikt rozsądny nie zaprzeczy, że została stworzona przez człowieka?
Przede wszystkim używanie stwierdzenia “napisana przez człowieka” jest bardzo mylące. Oczywiście każda z ksiąg Starego i Nowego Testamentu została napisana przez konkretną osobę (albo czasem grupę osób). Równie jednak nieprawdziwa jest wizja autora siadającego sobie w namiocie nad zwojem, zacierającego ręce i myślącego: “No, to stworzymy teraz Święty Tekst, który będzie czytany, przepisywany i rozważany przez kolejne trzy tysiące lat.” No nie. Poszczególne zdania z Biblii są wprawdzie wynikiem działania zwykłych ludzi, jednak jako całość Pismo Święte jest efektem bardzo długotrwałego i skomplikowanego procesu, który jest całkowicie naturalny, ale nad którym pojedynczy ludzie mieli bardzo niewielką kontrolę i którego żaden człowiek nie zaplanował.
Próbowaliście sobie kiedyś wyobrazić, co musiało być potrzebne, by jakaś księga została włączona do Starego Testamentu? Przecież to nie było tak, że przychodzi młody chłopak do najwyższego kapłana, mówi “O, taki tutaj uduchowiony poemat napisałem” a tamten dołącza go do najświętszych zwojów. Do świętej księgi nie dokłada się nowych elementów “ot, tak”. Taki tekst musi być przez społeczność postrzegany jako wartościowy: najlepiej wyrażający ich uczucia, emocje, obawy. Najwierniej wyrażający powszechny wśród ówczesnych ludzi obraz Boga. Każda więc z ksiąg ma dwa źródła: została przez kogoś napisana, ale jednocześnie przez społeczność, albo powszechnie poważany autorytet została wybrana z setek krążących dookoła mitów, poematów, psalmów, historii - jako ten, który najtrafniej oddaje to, czego ta społeczność potrzebuje.
Podobnie z Ewangeliami. Czasem podnoszony jest ten argument: w pierwszych wiekach krążyło mnóstwo wersji życia Jezusa, wszystkie napisane długie lata po jego śmierci. Wszystkie napisane przez zwykłych ludzi. Dlaczego więc akurat te cztery, które losowo trafiły do kanonu, uważane są za prawdziwe? Otóż właśnie dlatego, że nie trafiły tam “losowo”. Czy i na ile są prawdziwe nikt nie wie, natomiast wiemy, że zostały uznane za Nowy Testament właśnie dlatego, że tworząca się wtedy, w raczej trudnych warunkach, wspólnota te właśnie teksty uznała za najlepiej oddające jej duchowość. Więc tak, Ewangelie to tylko historie spisane przez zwykłych ludzi z pamięci - ale jednocześnie są to opowieści starannie wybrane przez członków pierwszego Kościoła. Przy czym nie był to świadomy wybór pojedynczych osób, ale wieloletni proces społeczny.
Czasem ktoś mówi: “Biblia to tylko zwykła książka”. Nie. Na pewno nie dla nas, mieszkańców Europy XXI wieku. Wyobraźmy sobie, że archeolodzy znajdują w ruinach jakiejś świątyni przepiękne księgi sprzed dwóch tysięcy lat, o jakości literackiej porównywalnej do sumy Starego i Nowego Testamentu. Jaka byłaby różnica?
Otóż różnica jest taka, że Biblia jest księgą, którą od tysięcy lat ludzie czytali, rozważali, według której żyli i dla której umierali. Biblia jest jednym z elementów, które ukształtowały nasz świat. Nie jedynym. Ale też ważnym. Nie wiele jest takich tekstów, których słuchałaby moja mama, moja babcia, moja prababcia, jej matka, jej matka - i tak przez ostatnich tysiąc lat. Moja koleżanka jest Żydówką - co między innymi oznacza, że Biblia towarzyszy jej rodzinie przez 150 pokoleń. To niesamowicie dużo!
To jest jeden z bardzo niewielu tekstów wspólnych dla naszej europejskiej cywilizacji. Jeden z niewielu jasnych punktów odniesienia. I to nie tylko jako rozrywka dla elit, ale jako lektura bliska prostym ludziom, nawet niepiśmiennym. Tak, wiem, w czasach gdy “wszyscy” oglądali Rambo czy innego Kevina samego w Nowym Jorku, to się wydaje mało istotne. Jednak wspólnota Hollywoodu jest w porównaniu taka młodziutka!
Czy tego chcemy, czy nie, Biblia nas ukształtowała. Dlatego jest ważna.
Ale przecież nie jest prawdziwa! Jak ktoś rozsądny może uznać, że jakiś tekst jest Prawdą, tylko dlatego, że ten tekst tak mówi?! Przecież to bez sensu, wierzyć, że coś jest warte naszej uwagi tylko dlatego, że to coś tak twierdzi!
No cóż, to może być bez sensu, ale dokładnie tak działa. Jeśli wiemy - nie ważne, z jakiego źródła - że coś jest prawdą, to nasz ludzki mózg będzie doszukiwał takiej interpretacji tekstu, który byłby prawdziwy. Widzisz zagadkę “86= 3, 60 = 2, 5 = 1, 9 = ?”, z kontekstu (a dokładnie z tego, że ktoś tę zagadkę opublikował, a inni podawali swoje odpowiedzi) domyślasz się, że nie chodzi o losowe znaczki i szukasz takiego znaczenia “=” by wszystko się zgadzało. I znajdujesz. To trochę jak magia.
To twarde powiedzenie “to jest prawda, to jest Słowo Boga” jest konieczne, żeby ludzie rzeczywiście chcieli szukać w jakimś tekście sensu i przepisu na to, jak żyć. Chociaż znając ludzką naturę pewnie “Nie czytajcie tego! To jest tylko zmyślone” zadziałałoby równie dobrze...
Biblia jest księgą, w której miliony ludzie próbowały znaleźć prawdę. Nawet jeśli to szukanie prowadziło ich do olśnienia, że prawda leży w rozumieniu na odwrót - to mimo wszystko była dla nich podstawą. Biblia, jaką znamy dzisiaj, to nie tylko tekst rozumiany dosłownia, ale też cała otoczka interpretacji, która nagromadziła się przez stulecia. To tekst + proces szukania prawdy. To dużo.
***
Widzicie co zrobiłam powyżej? Spróbowałam rozłożyć na czynniki pierwsze boskość Pisma Świętego. Opisać “ateistycznym językiem” na czym polega “natchnienie Duch Świętego”. I co dostałam? To, co dostaniemy, kiedy przestaniemy się kłócić, czy to “Słowo Boga” czy może “dzieło człowieka”. Wylądowałam gdzieś po środku. Troszeczkę mądrzejsza. Wszystko, czego Kościół naucza o Biblii da się wytłumaczyć bez odwoływania się do zjawisk nadprzyrodzonych. Jednocześnie jednak sytuacja jest troszkę bardziej skomplikowana niż “zwykła książka” - bo to zdecydowanie więcej niż dzieło pojedynczego człowieka.

Nie o to chodzi, żebyś zaczęła wierzyć w Boga, albo żebyś uznał, że Biblia nie jest prawdziwa. Chodzi o to, byśmy się mogli zrozumieć. Może wcale nie dzieli nas tak wiele.

Komentarze

Popularne posty

Strona na facebooku